Jestem mamą. Od prawie 8 miesięcy. Patrząc na Maksia, zastanawiam się, jak, kiedy. Kiedy to minęło? Przed nami pierwszy Dzień Mamy, pierwszy mój. Moje święto. Żadne tam Walentynki, Dni Kobiet.
Dzień Mamy. Dla mnie to brzmi najlepiej na świecie.
Wiele się zmieniło przez te 8 miesięcy. Wiele zmieniło się we mnie. Nigdy nie byłam tak zmotywowana. I zdeterminowana, żeby osiągnąć to, co sobie zamierzyłam już jakiś czas temu. Nigdy chyba też nie usłyszałam tylu „dobrych” rad od osób, których nawet o nie nie prosiłam. „Nie noś, bo przyzwyczaisz”. „BLW to jakiś wymysł dzisiejszych czasów. Tylko czekać, aż się dziecko udławi”. „Chcesz dawać butelkę? Pff…” Spojrzenia kobiet w parku, bo Maksymilian był bez czapki. (a było wtedy z 20 stopni!) Miałam się poczuć źle, bo przecież jestem nieodpowiedzialna. „Jeszcze się przeziębi”. – Nigdy nie byłam tak rozerwana pomiędzy tym co czuję ja, a tym, co inni chcieliby, żebym czuła.
Ilość negatywnych słów, które słyszałam z każdej strony, tworzyły raczej niezbyt optymistyczną wizję przyszłości z dzieckiem. Od kiedy tylko zaszłam w ciążę, powtarzano mi „zobaczysz jak urodzisz”, „wszystko przed Tobą” – w taki sposób, jakby życie rodzica było jedną wielką katastrofą. Zaskoczyło mnie, że po urodzeniu się Maksa, nie było wcale wielkiego BUM. Nie chodzę nagle z nieumytymi od tygodni włosami, nie piję wyłącznie zimnej kawy i – o dziwo – mam czas pójść do toalety. Ba, ja mam nawet czas na spokojną kąpiel.
Nie piszę tego, żeby się chwalić. Bynajmniej. Piszę, żeby Ci powiedzieć, że nie zawsze jest dramat. Nie zawsze życie się kończy, jak tylko pojawia się dziecko. Nie mam porównania, to fakt. Cieszę się jednak, że tak nam się „trafiło”. I owszem, nie da się ukryć, że musieliśmy przeorganizować życie, ułożyć wszystko na nowo. Ale mimo to nie czuję, żeby było to coś, czego nie dałoby się wcześniej przewidzieć, chociaż w minimalnym stopniu. Są też oczywiście gorsze dni, kiedy nie mam na nic siły i jedyne o czym marzę, to choć na chwilę wrócić do swojego dawnego życia. Na całe szczęście takich dni i takich myśli nie ma aż tak wiele.
Co mnie najbardziej zaskoczyło?
Uczucie, jakby Maksymilian był z nami od dawna.
Serio! To dziwne, bo z jednej strony myślę, gdzie jest ten czas, kiedy to minęło?! Ale z drugiej strony, czuję, jakby ten mały mężczyzna był w naszej rodzinie znacznie dłużej, niż te kilka miesięcy. Przeglądając ostatnio zdjęcia z dnia wyjścia ze szpitala, myślę sobie, kiedy to było?! I wiesz co, nie potrafię już sobie wyobrazić naszej rzeczywistości bez tej małej przylepy.
Niewyobrażalna miłość.
Słyszałam różne historie. Niektórym kobietom kładą maluszka na piersi i od razu czują TO COŚ, inne czują to dopiero po jakimś czasie. Ale prędzej czy później pojawia się tak wszechogarniające uczucie, którego nie da się porównać z niczym innym. Bezinteresowna miłość. Uczucie, że masz przed sobą człowieka, za którego jesteś w pełni odpowiedzialna. Dla którego jesteś całym światem. Któremu masz okazję pokazać ten świat z jak najlepszej strony. Nauczyć go wszystkiego, co sama umiesz. I dzięki któremu masz szansę sama uczyć się życia na nowo.
Z dnia na dzień zmienia się wszystko.
Mówią, że ciąża trwa 9 miesięcy po to, by się przygotować. Ja mimo to nie czuję, że byłam w stanie przygotować się na ten dzień. Przeczytałam mnóstwo artykułów, poradników. Usłyszałam wiele mniej lub bardziej proszonych rad. I na tym się skończyło. Dopiero w chwili, gdy zobaczyłam tę małą kruszynkę po raz pierwszy, stałam się mamą tak naprawdę. Żadne szkoły rodzenia, żadne książki, najlepsze przyjaciółki, nie były w stanie nauczyć mnie, jak nią zostać. Mimo, że staram się z całego serducha być jak najlepszą mamą, przytulać ile się da, kochać najmocniej i dbać, to widzę, ile jeszcze pracy i starań mnie czeka. Ale gdy później dostaję najpiękniejszy bezzębny uśmiech na świecie, już wiem, że to wszystko jest tego warte.
Rady. Rady. Jeszcze więcej rad.
Wiedziałam. Naprawdę. Często słyszałam, że będą radzić. Będą krytykować. Będą pouczać. Ale mimo wszystko, nie sądziłam, że w takim stopniu. Z czasem musiałam nauczyć się odcinać od tego. Uśmiechnąć, podziękować, odwrócić się na pięcie i dalej robić swoje.
Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś chciałby porady, czy też pomocy, poprosi o nią. Nie rozumiem, po co dokładać młodej mamie stresu, kwestionując jej sposób obchodzenia się z maluchem. Po co pouczać na każdym kroku, odbierając tym samym i tak często wątpliwą pewność siebie w nowej roli. Zamiast pouczać, zdecydowanie lepiej zapytać, czy i jak można pomóc, wesprzeć dobrym słowem. Albo podając ciepłą kawę i kawałek pysznego ciasta.
Kiedy myślisz, że ustaliłaś sobie jakiś plan dnia – nagle BUM!
Wszystko trzeba przeorganizować. Średnio co skok rozwojowy. I zaczynać od nowa. Kiedy już czuję, że sytuacja jest pod kontrolą i Maksymilian przesypia ciągiem te 7-8 godzin… No cóż, nic z tego. Mamcia, zapomnij.
Ale pracujemy nad tym. Podobno wszystko da się wypracować. …Oby to była prawda.
Pewność, z jaką zajmuję się SWOIM dzieckiem.
Zanim zostałam mamą, miałam jakieś takie dziwne opory przed trzymaniem na rękach innych maluszków. Biorąc na ręce dziecko koleżanki, uważałam na każdy swój ruch, trzęsły mi się dłonie. Zastanawiałam się, czy aby na pewno robię to dobrze, czując na sobie wzrok mamy bobasa. Mając swojego syna, praktycznie od początku czułam tę wewnętrzną pewność. To właśnie JA jestem za niego odpowiedzialna. Nie moja mama. Nie jakaś inna kobieta. Ja.
_________________________________________________________________________
Lubię być mamą. Sposób, w jaki Maksiu na mnie patrzy. Jak się śmieje, gdy tylko mnie zobaczy. Jak daje mi buziaka, trzymając swoimi malutkimi dłońmi moją twarz. Jestem w stanie przeboleć te nieprzespane noce, kiedy karmię go przez sen i nie pamiętam nawet, że odłożyłam go do łóżeczka. Zniosę to sprzątanie po każdym posiłku, gdy większość jedzenia, zamiast w buzi, ląduje na podłodze w promieniu co najmniej metra. Wierzę, że przed nami jeszcze wiele pięknych chwil. A to, co jest teraz, cóż, kiedyś minie.
I w końcu się wyśpię. Zjem w spokoju ciepły obiad. Popracuję w ciszy, gdy Maks będzie w przedszkolu. Spędzę czas z mężem, nieprzerywany głośnym „eeeeee” z pokoju obok. To przecież tylko taki etap jest. ;)
A tymczasem sobie usiądę, zaparzę pyszną kawę i będę cieszyła się każdym dniem z moim małym mężczyzną. I postaram się, żeby te dni były po brzegi wypełnione bliskością.
I razem będziemy tworzyć najpiękniejsze wspomnienia.
2 komentarze
Oj tak podzielam Twoją opinię. Bycie mamą to coś wspaniałego.
♥!